18 kwietnia obchodzimy ogólnopolski Dzień Pacjenta w Śpiączce. Czym jest ten wciąż niejednoznaczny i tajemniczy stan?
To najgłębsze zaburzenie przytomności, którego przyczyną mogą być m.in. rożnego rodzaju uszkodzenia mózgu oraz zaburzenia czynności tego organu. Ciało i umysł osoby w śpiączce przestaje reagować na bodźce. Wybudzenie ze śpiączki może zająć od kilku godzin do wielu lat. Im krócej pacjent znajduje się w tym stanie, tym lepsze są zazwyczaj jego rokowania. O tym, jakie umiejętności ma chory po wybudzeniu, a czego musi się uczyć na nowo, decyduje to, jaka część mózgu została uszkodzona oraz, czy inna część mózgu może przejąć funkcję tej uszkodzonej.
Często słyszy się, że osoba wybudzona ze śpiączki pamięta kierowane do niej słowa oraz rozmowy toczące się wokół jej szpitalnego łóżka. Zdarza się również, że bliscy pacjenta są przekonani o tym, że widzą u niego oznaki świadomości, choć lekarze deklarują, że od strony medycznej nie jest to możliwe.
Fundacja Sedeka wśród swoich Podopiecznych ma zarówno osoby w śpiączce, jak i takie, które już się wybudziły, a teraz walczą o sprawność i zdrowie.
O tym, jak okrutnie los pokrzyżował plany naszej podopiecznej Julity, opowiedziała jej mama – Pani Anna Dec.
Julita to moja ukochana i jedyna córeczka, która w jednej chwili straciła wszystko – zdrowie, wzrok i samodzielność.
W sierpniu 2016 roku była na pierwszym roku studiów, w planach miała wakacje na Mazurach.
Ten dzień planowała spędzić z dziadkami, do których jednak nie dojechała. Julita zemdlała i w ciężkim stanie odwieziono ją do szpitala.
Pamiętam mój potworny strach, przerażonych medyków, bieganinę, reanimację mojej córki i słowa: Julita umiera… Serce matki nie jest w stanie przyjąć takich słów. Jak to, moja córeczka umiera?! Przecież nigdy nie chorowała, co wy wszyscy do mnie mówicie?! Całe moje wnętrze krzyczało: Nie, nie zgadzam się!
Resztę pamiętam już tylko jak przez mgłę – czekanie pod drzwiami OIOMu, mnóstwo kabli, monitorów, pomp, rurek doprowadzających tlen, wkłucia, kroplówki. Przez cały czas towarzyszyła mi niezachwiana nadzieja i wiara, że moja córeczka będzie żyła.
Lekarze postawili diagnozę: masywny zator płuc i serca, poważne uszkodzenie mózgu w wyniku niedotlenienia, a to wszystko spowodowane wrodzoną trombofilią, czyli nadkrzepliwością, o której nikt z nas nie miał pojęcia.
Po pierwszym szoku przyszedł następny – śpiączka mózgowa, a wraz z nią nauka tego, co mnie czeka. Jak zajmować się moją córką, aby zaspokoić jej potrzeby, jak ją pielęgnować, rehabilitować, stymulować?
Lekarze byli sceptyczni, co do przyszłości Julity, ale my się nie poddawaliśmy. Julcia, już po sześciu tygodniach walki, dała pierwszy sygnał, że wraca do nas. Lekki grymas twarzy przypominający uśmiech w odpowiednim momencie, powtórka za jakiś czas i lawina rusza…
Jej i moja wytrwałość oraz godziny ćwiczeń spowodowały, że Julita nie tylko wybudziła się ze śpiączki, ale również codziennie udowadnia i pokazuje mi, jak bardzo jest silna i zdeterminowana, by wrócić do sprawności i samodzielności.
Z roku na rok Julita czyni ogromne postępy, jednak, pomimo tego, moja całodobowa opieką nad nią jest wciąż konieczna. Zajmuję się nie tylko gotowaniem, karmieniem i pielęgnacją, ale jestem również oczami dla mojej córki, ponieważ w wyniku niedotlenienia straciła wzrok. Czytam jej, opowiadam o tym, co się wydarzyło i uczę świata na nowo. Mimo ogromu obowiązków, które na mnie spoczywają, wiem jedno – dla mojej Julity jestem w stanie zrobić wszystko, a nawet jeszcze więcej.
Codziennie na nowo przekonuję się, jaka moja córka jest silna, cierpliwa, zdeterminowana. Nigdy nie narzeka, niestrudzenie uczy się każdej czynności, zaciska zęby, gdy boli i ćwiczy dalej, nawet wówczas, gdy po raz tysięczny nie udaje się czegoś wykonać. Ona próbuje i próbuje, aż do skutku.
Nigdy, nawet w najcięższych chwilach, nie przestałam wierzyć w zdrowie Julity. Wiedziałam, że będzie żyła i wyzwoli w sobie siłę. Spełniło się – jest z nami, żyje! Teraz, tylko i aż, powrót do samodzielności, którą musi sobie wypracować.
Nasza codzienność to nieustająca rehabilitacja i ciągłe podejmowanie kolejnych prób powrotu do sprawności. Tysiące pokonanych kilometrów na terapie w różnych miejscach Polski. Jednak zawsze znajdzie się jeszcze energia na hipoterapię i przytulenie konia, na koncert, długi spacer, spotkania z bliskimi.
Bo życie kompletne składa się z takich dobrych chwil szczęścia.