Pomiń linki nawigacyjne i przejdź do treści strony

KRS:

Czcionka:
Kontrast:
Logowanie do subkonta
KRS:
0000338389
Czcionka:
Kontrast:

Dzień Walki z Nowotworami Krwi – historia Lili i Piotra

28 maja to Światowy Dzień Walki z Nowotworami Krwi. Za symbol walki z tym typem raka uznaje się czerwony znak „&”. Wyraża on wspólnotę i solidarność z chorymi, ich rodzinami, najbliższymi, a także z dawcami. Dziś, za pomocą tego symbolu chcielibyśmy wyrazić coś jeszcze. Stawiamy go między dwojgiem naszych podopiecznych, którzy ciężko zachorowali na nowotwór, lecz dzięki wytrwałości i determinacji, ale też dzięki wzajemnemu wsparciu, wygrali walkę z chorobą. Poznali się przez raka, a połączyła ich miłość. Dziś są małżeństwem.

Lila:

Nasza historia jest dla mnie lekcją, którą często odrabiam od nowa: „Kiedy myślisz, że kończy Ci się świat, że nie spotka Cię już nic dobrego, nie masz nadziei, to wiedz, że to tylko Twoja myśl, a tak naprawdę nie wiesz, co się wydarzy. Więc bierz ten dzisiejszy dzień, takim, jakim go dostajesz i żyj nim.” O wiele łatwiej jest mi to zrozumieć teraz, po niemalże 7 latach od przeszczepu szpiku, chociaż w zgiełku codzienności często muszę wracać do tej myśli, do tej uważności na to, co tu i teraz.

Kiedy w 2014 roku zachorowałam, ogarnął mnie totalny bezsens, pustka, rozsypałam się na drobne kawałeczki. Każdy cykl chemii to był mój cykl upadania i podnoszenia się z podłogi. Czułam się okropnie samotna, pomimo że na oddziale poznałam dwie dziewczyny w moim wieku. Ich choroby były jednak inne niż moja, nie wymagały przeszczepu, albo leczenie było dużo łagodniejsze.

Dopiero, kiedy poznałam Piotrka poczułam, że ktoś mnie rozumie, bo przechodzi przez to samo. Niestety już nazajutrz po naszym spotkaniu, kiedy przenoszono mnie do izolatki i chciałam się pożegnać z Piotrkiem, nie było z nim kontaktu. Gość odjeżdżał na moich oczach. Byłam przerażona. Idąc na przeszczep byłam przekonana, że mnie również to czeka. Wysłałam do Piotrka zaproszenie na Facebooku z nadzieją, że odpowie i będzie to dla mnie informacja, że po prostu żyje.

Po dwóch tygodniach Piotrek przyjął moje zaproszenie i zaczęliśmy pisać, wymieniliśmy się numerami telefonów. Okazało się, że Piotrek zapadł w śpiączkę z powodu wirusa i powikłań. Zupełnie mnie nie pamiętał, poznawaliśmy się po raz drugi. Nie było to bardzo krzepiące, ale mogliśmy rozmawiać, wymieniać się smutkami i wspierać się wzajemnie. To było ważne i potrzebne.

Im bardziej się znaliśmy tym bardziej okazywało się, że w większości myślimy podobnie, mamy podobne poglądy, podobnymi wartościami kierujemy się w życiu. Mimo łysych głów, spuchniętych policzków i kościstych ciał zakochaliśmy się w sobie, a doświadczenie sytuacji granicznych spowodowało, że już po 16 miesiącach od dnia, w którym się spotkaliśmy, przysięgliśmy sobie miłość do grobowej deski. Mąż i żona już i teraz, bo nie wiemy, ile dni nam zostało. Myślałam, że nic dobrego mnie już w życiu nie spotka. Tymczasem dane nam jest w tym 2021 roku odliczyć już 5 lat małżeństwa, 6 lat bycia razem i 7 lat od przeszczepu szpiku kostnego. Wciąż myślę, że oprócz komórek macierzystych od dawcy, to Piotrek mnie uratował. Jestem ogromnie wdzięczna za szansę, jaką dostałam w komplecie z najbardziej pogodnym człowiekiem na świecie.

Piotr:

W styczniu 2014 roku usłyszałem diagnozę: ostra białaczka limfoblastyczna. To było jak wybuch bomby, musiałem przeorganizować swoje dotychczasowe życie, przerwać pracę zawodową. Podobnie jak w przypadku Liliany, szansą dla mnie na powrót do normalnego życia był przeszczep szpiku od niespokrewnionego dawcy.

Lilkę poznałem będąc po ponad półrocznym, wycieńczającym leczeniu, około dwa miesiące po procedurze przeszczepu. Mój stan był nadal bardzo niestabilny. W głowie miałem mnóstwo obaw o to, jak potoczy się dalej moje życie. Czy dojdę do pełni zdrowia? Czy będę mógł kiedyś aktywnie spędzać czas? Co z powrotem do pracy zawodowej?

Lilka pojawiła się na oddziale przeszczepowym wystraszona, chciałem ją podnieść na duchu. Starałem się ją uspokoić. Rozmawialiśmy w izolatkach przez telefon. Nasze nocne rozmowy trwały godzinami. Czasem tylko ukradkiem wychodziłem pod jej boks, żeby jej pomachać.

Walka z chorobą i szpitalne otoczenie sprawiły, że nasza relacja od pierwszych chwil była szczera. Spotkało się dwoje wychudzonych, zbombardowanych chemioterapią, łysych jak kolano młodych ludzi. Kiedy życie wisi na włosku, ludzie są autentyczni i otwarci. Trafiliśmy do domów i nadal utrzymywaliśmy kontakt.

Okazało się, że dobrze się rozumiemy, nie tylko w kwestiach chorobowych, ale w wielu innych. Lilka jest mi bratnią duszą. I tak nadal, pamiętając, co w życiu jest naprawdę ważne, wspieramy się, rozwiązujemy wspólnie problemy, cieszymy się byciem razem. 5 lat temu zaszła jedna mała zmiana – od tamtej pory mamy to samo nazwisko.

Pamiętajcie, że części chorób nowotworowych i ich konsekwencji nie widać na pierwszy rzut oka, nie wiemy, jaka historia stoi za człowiekiem, którego spotykamy, poznajemy. Na zewnątrz nie zawsze widać ból i cierpienie, z którymi ktoś może się mierzyć, dlatego apelujemy o wyrozumiałość i życzliwość dla drugiego człowieka na tyle, na ile to tylko możliwe. Prosimy także o wspieranie naszych onkoprzyjaciół i innych potrzebujących z Fundacji Sedeka. Cieszymy się każdym dniem dzięki Waszej pomocy.

Jeżeli jesteś w podobnej sytuacji lub Twoi bliscy potrzebują wsparcia, zgłoś się do nas!

Zarządzaj plikami cookies