Pomiń linki nawigacyjne i przejdź do treści strony

KRS:

Czcionka:
Kontrast:
Logowanie do subkonta
KRS:
0000338389
Czcionka:
Kontrast:

Nowy rozdział w życiu lekkoatletki Agnieszki Borowskiej

Bob, w którym jechała Agnieszka, spadł z toru przy prędkości ponad 90 km na godzinę. Agnieszka doznała ciężkiego uszkodzenia kręgosłupa oraz urazu rdzenia kręgowego. Od tamtej pory porusza się na wózku inwalidzkim, jednak nie przeszkadza jej to w spełnianiu się zawodowo i w roli mamy. W wywiadzie z nami opowiedziała o swoim życiu przed wypadkiem oraz po nim – zapraszamy do lektury!

Przed wypadkiem była Pani osobą bardzo aktywną – trenowała lekkoatletykę, jeździła na zawody, zdobywała medale. Opowie Pani naszym czytelnikom o swojej sportowej karierze? Skąd się wzięło to wyjątkowe zamiłowanie do sportu?

Wszystko zaczęło się w 4 klasie podstawówki – moja nauczycielka od WF-u wysyłała mnie na wszystkie możliwe zawody, nie tylko z lekkoatletyki. Podczas jednego z biegów przełajowych zauważył mnie trener naszego miejskiego Klubu Zantyr i zaprosił na treningi.  Spodobało mi się to bardzo, chociaż oprócz tego chodziłam jeszcze na tańce, na śpiew, a nawet w pewnym momencie zamarzyła mi się nauka gry na gitarze. W gimnazjum przeszłam do innej grupy, którą prowadził trener specjalizujący się w wielobojach. Zaszczepił we mnie miłość do tej dyscypliny. Siedmiobój jest bardzo wymagającą konkurencją, bo przecież mamy dwa dni rywalizacji i siedem konkurencji – 100 m przez płotki, skok wzwyż, pchnięcie kulą, bieg na 200 m, skok w dal, rzut oszczepem i bieg na 800 m – ale lubiłam to. Lubiłam tę różnorodność na treningach. Przez 13 lat, kiedy trenowałam wielobój, zdobyłam 20 medali Mistrzostw Polski, wystartowałam w Mistrzostwach Świata oraz Mistrzostwach Europy. Brałam udział w super mitingach międzynarodowych. To są najlepsze wspomnienia.

Wypadek na bobslejach spowodował, że od kilku lat porusza się Pani na wózku. Jak wyglądały początki? Jak radziła Pani sobie z nową rzeczywistością w pierwszych chwilach?

Początki były bardzo nieświadome. Byłam przekonana, że to potrwa chwilę, że zaraz wstanę i pójdę na trening, wrócę do normalnego życia. Podejrzewam, że taki sposób myślenia uchronił mnie przed załamaniem czy depresją. Z biegiem czasu docierało do mnie jakie będą konsekwencje wypadku. Z dnia na dzień uczyłam się żyć w sytuacji, w której się znalazłam. Myślę, że dusza sportowca bardzo mi w tym pomogła, bo przecież nie zawsze wygrywałam, ponosiłam porażki i trzeba było się z tego podnosić.

Czy uczęszcza Pani na rehabilitację? Jaki rodzaj terapii jest szczególnie efektywny?

Od samego początku byłam objęta rehabilitacją. Już w Rydze, gdzie wydarzył się wypadek, przychodził do mnie fizjoterapeuta. Następnie 7 miesięcy spędziłam w Reptach na Śląsku. Od 5 lat korzystam z prywatnej rehabilitacji w Bydgoszczy w ośrodku Neuron. To tam zaczęłam odczuwać, co prawda małe, ale jakieś postępy. Bardzo dobrą terapią dla mnie jest nauka chodzenia przy pomocy egzoszkieletu. Nie tylko mam na myśli to, że wzmacnia siłę mięśniową czy poprawia pracę układu krążenia, ale bardzo dobrze działa na psychikę. W końcu można sobie pochodzić.

Obecnie nie uprawia już Pani sportów zawodowo. A czy trenuje Pani coś dla siebie, dla własnej przyjemności i satysfakcji?

Próbowałam wrócić do sportu. Podjęłam się treningu pchnięcia kulą i rzutu oszczepem. Na początku wydawało mi się, że to jest to, że tym się zajmę. Pojechałam nawet na Paralekkoatletyczne Mistrzostwa Polski, z których wróciłam z medalem. Podobało mi się to bardzo, ale było jedno „ale” … nie czułam już takiej satysfakcji z tego, co robiłam. Gdzieś z tyłu głowy siedziało mi, że robię to dla kogoś, a nie dla siebie… A przecież sport był dla mnie zawsze najważniejszy. Podjęłam wtedy inną istotną decyzję w swoim życiu – decyzję o zostaniu mamą.  Mimo to cały czas sport jest ze mną. Pracuję w Sztumskim Centrum Kultury na stadionie jako pracownik biurowy, a także pomagam w swoim klubie sportowym. Do połowy ciąży trenowałam z dzieciakami. Teraz, kiedy nie mam już tyle czasu, zostałam koordynatorem do spraw lekkoatletyki i pomagam w sprawach organizacyjnych.

Obecnie jest Pani szczęśliwą mamą. Co było najbardziej zaskakujące w macierzyństwie?

Najbardziej zaskoczyłam się sama sobą, że mimo tylu przeszkód i utrudnień, które stawały mi na drodze, poradziłam sobie świetnie. Nawet w gorszej chwili wystarczył jeden uśmiech tego małego dzieciątka i wszystko co złe znikało. 

Macierzyństwo stawia przed mamą wiele wyzwań. Czy może Pani opowiedzieć jak to wygląda z perspektywy osoby z niepełnosprawnością?

Miałam trochę obaw, że nie dam sobie rady. I to nie tylko jak dziecko się urodzi, ale też martwiłam się końcówką ciąży. Chodzące mamy mają często problemy, gdy brzuszek jest duży, a co ja zrobię? Jak się przesiądę z takim brzuchem? Na szczęście ciąża przebiegła zaskakująco dobrze pod tym względem. Brzuszek był mały i do samego porodu wszystko robiłam sama. Gdy Leoś się urodził od początku starałam się opracować swoje własne techniki, tak żeby mi było wygodnie, a dzidziusiowi bezpiecznie. Wiadomo, że były czynności, których sama nie umiałam wykonać – chociażby kąpiel takiego noworodka. Staraliśmy się z narzeczonym dostosować w domu wszystko tak, żebym dała sobie radę, gdy on wróci już do pracy. W tych czasach jest tyle dostępnych rzeczy, że naprawdę czułam się pewnie i wiedziałam, że sobie poradzę.

Czy zaszczepi Pani swojemu synkowi pasję do sportu?

Chciałabym, bo sport jest piękny i dużo uczy, ale sam zdecyduje, co chce w życiu robić. Będę mu pokazywać świat z każdej możliwej perspektywy. Jak wcześniej wspominałam, sama będąc małą dziewczynką robiłam wiele rzeczy na raz, a finalnie wybrałam sport. Już zabieram syna na zawody, był kilka razy ze mną na treningu, także może gdzieś to podłapie od pierwszych miesięcy swojego życia J

Jakie ma Pani plany na przyszłość i marzenia, które chce spełnić?

Od wypadku postanowiłam nic nie planować. Jestem tego zdania, że jeśli coś ma nadejść,  to nadejdzie. A co do marzeń… marzy mi się drugie dziecko, ale muszę poczekać aż Leoś podrośnie. Najważniejsze, że jestem szczęśliwa i spełniona. Czerpię z życia najwięcej, ile się da.

Zarządzaj plikami cookies